poniedziałek, 30 maja 2016

#1 Znak.

- Po przyjeździe masz do mnie zadzwonić!
- Zabierają nam telefony.. Jak jakiś dorwę to na pewno zadzwonię!
Dominica założyła buta, przytuliła mnie, uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Widzimy się za dwa tygodnie...-westchnęła- Jak wrócisz robimy imprezę! Szczęśliwej podróży Wes.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się do niej ostatni raz i zamknęłam drzwi. Weszłam powoli po schodach do swojego pokoju. Omiotłam spojrzeniem dziwnie czysty pokój. Łóżko nienagannie zaścielone, kurze starte, dywan poodkurzany, a na biurku nie było śladu po stercie papierów, kredek, starych pędzli i farb. Na środku dywanu leżała wielka walizka. Szturchnęłam ją bez przekonania czubkiem stopy.
Jutro wyjeżdżam do New Alley na kolonie. Konkretniej to obóz wojskowy. Nie żebym była szczególnie trudnym dzieckiem. Po prostu mój wujek znalazł ogłoszenie, na którym napisano wściekle zielonym kolorem: " 2-tygodniowy obóz szkoleniowo-wypoczynkowy w sercu pięknego lasu. Bez sprzętu elektronicznego, bez zasięgu."
Rodzice lubią takie rzeczy, więc zapisali mnie i mojego kuzyna. Biedny Gabriel. Jedzie tam tylko dlatego, że nie chciałam robić tego sama. Niestety mam na tego cwaniaka kilka haków, więc chcąc, nie chcąc w końcu się zgodził.
    Włączyłam komputer po raz ostatni przed dwutygodniową abstynencją i wpisałam w wyszukiwarce nazwę ośrodka "Forest Trap"*. Nazwa nie zachęca, ale widoki owszem. Schronisko dla młodzieży znajduje się w środku lasu. To jednopiętrowy budynek z pokojami i kilka domków trzyosobowych obok. Wszystko jest drewniane. Pośrodku jest betonowe boisko, plac zabaw i altanka. Po przewertowaniu jeszcze kilku stron znalazłam artykuł o jeziorze oddalonym o jakieś dwa kilometry od obozowiska. Jest zaznaczone na mapie, ale nikt nie zna do niego drogi. Przecież to bez sensu.. Wystarczy kierować się w kierunku wyznaczonym na mapie. W końcu to tylko dwa kilometry.. Kilkoro nastolatków mniej więcej w moim wieku co roku znajdowało ścieżkę prowadzącą do jeziora. Każde z nich twierdziło, że droga jest prosta i na podstawie ich zeznań próbowano ją odnaleźć. Jednak kiedy poszli wyznaczoną trasą znajdowali krzaki, przepaść, rzekę albo gęste zarośla. Jeden wielki stek bzdur. Przecież to niemożliwe. Kolejna bajeczka o magicznym jeziorku w środku lasu. Prychnęłam i wyłączyłam komputer. Wzięłam szybki prysznic i położyłam spać.
Tej nocy nie dane było mi spać spokojnie.
    Miałam kolejny chory sen z serii "tak zjadłam ciastko zanim się położyłam i teraz mam schizy". Był wieczór, a ja byłam w lesie. Nie było ciemno. Ponad drzewami unosiło się światło. Ruszyłam w jego stronę. Przeszłam obok ogromnego drzewa, tak grubego, że nie objęłoby go pięć osób. Spod niego wyrastał gruby korzeń prowadzący na drugą stronę przepaści. Nie widziałam co było na końcu, bo gęsta mgła otulała cały brzeg. Szłam po korzeniu i weszłam w nicość. Nagle pojawiło się jezioro, na którym znajdowała się mała wysepka z drzewem. W jego konar wczepione było milion małych światełe. Korzeń prowadził prosto na tą wysepkę więc przeszłam tam. Okazało się, że na drzewie to nie światełka, a kamienie. Miały różne kolory. Moją uwagę przykuł jasno zielony kamień, największy z nich wszystkich. Wyciągnęłam po niego rękę. Nim zdążyłam po niego sięgnąć obok mnie pojawił się cień, a kamienie przygasły. Popatrzyłam na dwumetrową czarną postać. Migotały na niej blade kropki, a cała była jakby stworzona z dymu. Nagle kamień znalazł się w mojej jeszcze wyciągniętej ręce i poparzył mnie. Odrzuciłam go szybko, ale ten zamiast upaść na ziemię poleciał w stronę postaci. Przeleciał przez jej głowę i cień zniknął, a kamień wrócił do drzewa, które znów świeciło swoim blaskiem. Popatrzyłam na swoją rękę, która wciąż niemiłosiernie mnie paliła. Zamiast bąbli ujrzałam symbol słońca i księżyca wyryte na czarno. Przestraszona zanurzyłam rękę w jeziorze. Kiedy ją wyciągnęłam ból ustąpił, ale rysunek na wnętrzu mojej dłoni pozostał. Nagle z pomiędzy drzew wyszła postać stworzona z czystego światła. Musiałam zmrużyć oczy, ale niewiele mi to dało.
- Czekamy na ciebie..
Głos był kobiecy i spokojny. Wyciągnęła do mnie rękę i zobaczyłam, że na jej dłoni był symbol słońca wyryty na czarno. Zdezorientowana popatrzyłam w twarz kobiety.

    Gwałtownie usiadłam na łóżku i ciężko oddychałam. To był najbardziej realistyczny sen w całym moim życiu. Popatrzyłam na zegarek. 5:40. Za godzinę będę musiała zbierać się do Spring Field, a stamtąd do New Alley.. Przejechałam dłonią po twarzy. Coś mi ewidentnie nie grało. Ręka zaczęła mnie palić. Drżąc na całym ciele odwróciłam ją i zamarłam. Na wnętrzu mojej prawej dłoni znajdował się czarny symbol słońca i księżyca. Spanikowana wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Odkręciłam kran i zimną wodą próbowałam zmyć to coś z mojej ręki. Kiedy sama woda nie poskutkowała zaczęłam szorować to mydłem. Tu również bez skutku.
- Caroline, wstałaś już?
Głos mojej mamy dobiegał z kuchni. Nagle usłyszałam kroki na schodach. Zakręciłam kran i jak gdyby nigdy nic wyszłam z łazienki.
- Tak, ale jeszcze się położę. Wstałam tylko do toalety.
- No dobrze, ale nie wiem czy w godzinę się wyśpisz..
- Dam radę.
Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
"No dobrze"- myslałam -"To pewnie Dominica robi sobie ze mnie jaja i namalowała mi to henną. Albo zwariowałam i mam halucynacje. Jak, do cholery, to coś znalazło się na mojej ręce!?"
Nie mogłam powiedzieć o niczym rodzicom, bo odesłaliby mnie do wariatkowa. Zresztą.. co miałabym powiedzieć? "Mam na ręce tatuaż, bo we śnie dotknęłam świecącego kamyczka z magicznego drzewa"? To nie wchodziło w grę.
    Położyłam się na łóżku i patrzyłam na rękę. Przypomniała mi się ta dziwna postać.. Miała na ręce słońce takie jak ja.. Z tym wyjątkiem, że ja mam dodatkowo księżyc. Co to wszystko znaczy? Czy to wszystko było prawdziwe?
Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu zadzwonił budzik brutalnie oznajmiając mi, że czas wstawać. Postanowiłam powiedzieć rodzicom, że tatuaż zrobiłam henną.
Ubrałam się i zeszłam na śniadanie, taszcząc za sobą walizkę i mały plecak. Rzuciłam to obok stołu i ciężko usiadłam na krześle. Oparłam głowę na stole i westchnęłam.
- Coś się stało? - powiedziała mama robiąc jajecznicę.
- Nie wyspałam się - mruknęłam niewyraźnie.
- Pośpisz w samochodzie. Na razie jedz i będziemy się powoli zbierać.
Położyła przede mną jajecznicę. Zwykle rzuciłabym się na nią, ale tym razem dłubałam tylko widelcem. Zjadłam co nieco żeby mama nie była zła i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Moje kasztanowe, długie do połowy pleców włosy przypominały ptasie gniazdo. Zielone oczy były podkrążone bardziej niż zwykle, a moja mina nie wróżyła nic dobrego. Pomalowałam się lekko, ale na tyle żeby zakryć wory pod oczami i rozczesałam włosy. Kiedy doprowadziłam się do stanu względnej używalności było już grubo po siódmej.
- Caroline! Zbieramy się!
Założyłam moje ukochane czarnę trampki, chwyciłam plecak i wyszłam na zewnątrz. Poranki, a zwłaszcza letnie, mają to do siebie, że cudownie pachną. Słońcem, trawą i kwiatami. Rzuciłam plecak na tylne siedzenie auta i już się do niego gramoliłam, ale tata pokrzyżował mi plany.
- Caroline, idź po Gabriela. Musimy już jechać.
W myślach wymyślając kuzynowi najróżniejsze tortury przelazłam przez płot na jego podwórko. Gdy znalazłam się pod drzwiami te nagle się otworzyły i stanął w nich Gabe. A myślałam, że to ja źle wyglądam.
    Oczy miał podbite, koszulke wymiętą, a na to niedbale zarzuconą czarną bluzę. Założył czapkę na głowę i nasunął daszek na twarz.
- Wyglądasz jak nieszczęście - podsumowałam jego ubiór.
- Do trzeciej nad ranem nadrabiałem zaległości w grach. Nie będzie mnie dwa tygodnie - Pacnęłam się w czoło - Dobra nie oceniaj. Idziemy?
Chwycił walizkę i mnie wyminął. Parsknęłam cicho śmiechem i ruszyłam za nim.
Usiedliśmy w samochodzie, tata zatrzasnął bagażnik i powoli wyjechaliśmy. Mam 16 lat, ale rzucając ostatni raz okiem na dom zrobiło mi się smutno.
- Caro, nie płacz, wrócimy tu - Gabriel udał smutek w głosie i poklepał mnie po ramieniu, a potem się zaśmiał. Pacnęłam go w głowę. - Co to jest?
Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił środek dłoni w swoją stronę. Znak wydał mi się większy i czarniejszy niż wcześniej.
- Zrobiłam sobie dziarę - odparłam jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Co zrobiłaś? - Mama odwróciła się gwałtownie na siedzeniu.
- Nie no mamo, co ty. Nie pozwoliliby mi zrobić sobie tatuażu bez twojej zgody. To.. To henna jest.
- Mam nadzieję, że ci to zejdzie.
- Oczywiście.
Dalej nie drążyła tematu. Gabriel odwrócił się i patrzył przez okno, a ja postanowiłam pójść w jego ślady. W pewnym momencie usnęłam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz