piątek, 23 grudnia 2016

4. Czarny księżyc.

   Otworzono bagażnik autobusu i wyjęłam swoją walizkę. Chwała mojemu tacie, że upchnął ją na wierzchu. Wtargałam ją na niewielką górkę, gdzie opiekunowie rozdzielali pokoje i dotarła do mnie brutalna prawda - nie mam współlokatorek. Co prawda mogłam przebrać Gabriela za dziewczynę, ale wątpię żeby druhowie byli tacy tępi. Chyba nikt nie nabierze się na dziewczynę z wąsami (a raczej ich zalążkami) i chodzącą jak kaczka. Ten plan zdecydowanie odpada.
Gdy już miałam zamiar zapytać o osobny pokój, podeszły do mnie dwie dziewczyny.
- Hej, masz może już z kimś pokój? Szukamy trzeciej osoby.
Z nieba mi spadły.
- Nie. Tak się składa, że ja też szukam współlokatorek.
- Świetnie! Jestem Alexandra, ale mów mi Alex.
Była to niska ciemna blondynka z włosami za pas. Miała brązowe oczy i naprawdę miły uśmiech. Od razu ją polubiłam. Popatrzyłam na dziewczynę obok. Miała czarne włosy do połowy pleców, niebieskie oczy i była przeraźliwie chuda. Trzeba jednak przyznać, że była piękna,
- Jestem Roxanne. Roxy.
Podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.
- Jestem Caroline, ale wolę jak mówią na mnie Wes. Jest szybciej.
Nie stałam już jak sierota. Podeszłyśmy do druha i przydzielił nam pokój - o zgrozo - na drugim piętrze. Zbierało mi się na płacz, gdy patrzyłam na te schody.
- Może panience pomóc? - podskoczyłam ze strachu.
- Ooo.. Christian! Jasne - podałam mu walizkę. Przynajmniej nie będę musiała tego targać.
Chwycił ją jakby nic nie ważyła i najzwyczajniej w świecie zaczął wchodzić po schodach. W totalnym osłupieniu stałam jak ciele.
- Wes.. Nie jesteśmy tu nawet godzinę, a ty już wyrwałaś! Niezły jest - Roxy z uznaniem pokiwała głową.
- Naprawdę nie wiem jakim cudem. Idę, bo chłopak nie trafi.
Przeskakując po dwa schodki dogoniłam go.
- Który masz numer pokoju?
- 37.
- Masz kluczyk?
No właśnie nie miałam.
- Dziewczyny tu zaraz przyjdą. Ty nie masz walizki?
- Już ją zaniosłem. Mieszkam piętro wyżej. Będę mógł cię odwiedzać.
Nie. Błagam.
- Świetnie - uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. W duchu modliłam się żeby dziewczyny już przyszły. Bałam się tego chłopaka.
- Masz fajny tatuaż.
Zauważył.
- To henna. Zejdzie niedługo - miałam nadzieję, że nie wyczuł mojego kłamstwa. Jestem w tym fatalna. Wsadziłam ręce do kieszeni, niby od niechcenia - Wiesz nie znam jeszcze twojego nazwiska.
- Bane. A ty?
- Wesley.
- Skąd przyjechałaś?
Już myślałam jak się wykręcić od odpowiedzi, bo wyobrażałam sobie co on mógłby zrobić z moim adresem, gdy zobaczyłam Alex na schodach.
- Przepraszam cię, moja koleżanka idzie, powinnam jej pomóc.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i wręcz rzuciłam się w jej stronę. Ona popatrzyła jak na psychiczną i już miała pytać o co chodzi, ale wzrokiem dałam jej do zrozumienia, że chce się pozbyć Christiana. Zrozumiała.
- Hej Wes. Masz kluczyk. Otwórz drzwi, bo ja muszę to wtaszczyć. Po co ja pakowałam te dodatkowe buty?
Christian poszedł na górę, a ja pomogłam Alex z walizką. Nasz pokój nie był jakoś nieziemsko urządzony. Było to podłużne pomieszczenie. Wzdłuż obu ścian stały łóżka. Alex zaklepała to obok balkonu, podobnie jak Roxy, która właśnie weszła. Rzuciła się na nie i wyjęła pilniczek do paznokci. Mi więc pozostało to w kącie. Było najbliżej łazienki, więc nie narzekałam. Wypakowałam ciuchy i ułożyłam je na dwóch malutkich półeczkach. Kosmetyki zostawiłam w walizce i położyłam się na łóżku. Nie dane mi było odpocząć.
- Zbiórka na placu przed budynkiem. Teraz.
Druhna wyszła z pokoju, a my leniwie podniosłyśmy się i poczłapałyśmy za nią. Na placu był jeden wielki chaos. Nikt nie wiedział gdzie iść i co robić. Komendant podpiął mikrofon do niewielkiego głośniczka i odchrząknął.
- Proszę o ciszę! Zostaniecie teraz podzieleni na plutony. Wasi oboźni was pokierują.
Po kolei druhowie mówili od którego do którego pokoju jest kolejny pluton. Ja i dziewczyny trafiłyśmy do czwartego.
Wtedy go zobaczyłam. Stał przy po moim plutonie. Chłopak w czerwonych słuchawkach. Serce zabiło mi mocniej niż powinno. Podeszłam na miękkich nogach, a on popatrzył na mnie. Dość długo. Za długo. Spaliłam buraka i odwróciłam się do Alex i Roxy. One tylko się uśmiechnęły do siebie, ale nic nie powiedziały.
- Myślę, że jesteśmy już wszyscy. Przejdziemy teraz do jakiegoś spokojniejszego miejsca i opowiecie mi coś o sobie - druhna poprowadziła nas na nasze piętro do pokoju obok.
Należał do siedmiu chłopaków i miał tylko jedną łazienkę. Już sobie wyobrażam co się tam będzie działo. Zajęłam pierwsze lepsze łóżko, a dziewczyny usiadły obok. Wszyscy utworzyliśmy kółko, a nasza druhna przysunęła sobie krzesło tak by wszystkich widzieć.
- Witam wszystkim serdecznie. Spędzimy ze sobą dwa tygodnie, więc chciałabym żeby każdy się przedstawił. Ja nazywam się Jane Bittern. Lecimy od prawej, zacznij - szturchnęła chłopaka obok.
- Jestem Michael Shoved. Mam 14 lat. Interesuję się wojskiem. Przyjechałem tu z moim tatą, komendantem - napuszył się i uśmiechnął. Każdy wydawał się pod wrażeniem tylko ja przewróciłam oczami. Nadęty bachor.
- Kolejna osoba.
Nawet nie starałam się spamiętać ich wszystkich. Wyłapywałam pojedyncze imiona. Ally, Jake.. Później były Alex i Roxy. Miały po 17 lat. I wreszcie nadeszła moja kolej.
- Jestem Caroline Wesley, wolę kiedy zwraca się do mnie "Wes". Mam 16 lat. Moje zainteresowanie ogranicza się do rysowania - wzruszyłam ramiona, przypadkowo unosząc prawą dłoń.
- O jaki ciekawy tatuaż - powiedziała druhna. Spuściłam wzrok chowając rękę.
- To tylko henna.. Niedługo zejdzie.
Próbowałam uciec wzrokiem, ale przypadkiem przeniosłam go na chłopaka naprzeciwko. Najgorsza decyzja w moim życiu. Jego oczy wręcz błyszczały. Stał przy wyjściu na balkon ze skrzyżowanymi rękami. Przyświeciło słońce i wyglądał nieziemsko. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Przeniósł wzrok na moją dłoń i robiło mi się niesamowicie głupio.
Nagle zobaczyłam, że chce coś powiedzieć i spanikowałam. Jednak w tym samym momencie zrozumiałam, że nadeszła jego kolej, by się przedstawić. Miałam ochotę pacnąć się dłonią w głowę.
- Jestem Simon Silvershoot. Mam 17 lat.
- Czym się interesujesz?
- Tatuażami - spojrzał w moją stronę.
Po karku przebiegł mi zimny dreszcz. On coś wie. On wie, że mój znak to nie henna. Panika ogarniała mnie tak szybko, że nie panowałam nad sobą. Czułam jak blednę.
- Wes, wszystko okej?
- Tak Alex, jest dobrze. Troche tu duszno i tyle.
- Masz rację, zaraz się tu ugotujemy.
- Dobrze, skoro już każdy się przedstawił i mniej więcej się znamy omówimy sobie parę spraw. Plan dnia macie wywieszony na dole przy dyżurce. Każdy z was w trzy lub czteroosobowych grupach będzie musiał w nocy odbyć wartę. Kolejka idzie plutonami więc na razie nie macie się co martwić. Pod żadnym pozorem nie opuszczacie terenu ośrodka. Jeśli kogoś na tym przyłapiemy od razu odsyłamy go do domu. Teraz zejdziemy na obiad. Siadacie przy czwartym stoliku. Po posiłku odnosicie talerze. Godzinę po obiedzie spotykamy się na placu, będziemy losować czapki. Wasz plutonowy Adrien wylosuje dla was ich kolor. Myślę, że na razie to wszystko. Jeśli będą jakieś pytania, mieszkam w pokoju 2 na parterze.
Wszyscy wstali i zaczęli się przepychać w stronę wyjścia. My zostałyśmy chwilę i czekałyśmy aż każdy wyjdzie, chociaż w mojej głowie taki mały alarm krzyczał : "wiej!!". Wierciłam się i kręciłam, bo widziałam, że Simon chce się do mnie dostać. Rzuciłam się do wyjścia i wmieszałam w wychodzący tłumek.
- Caroline, zwariowałaś? - Roxy wybiegła za mną - Wybiegłaś jakby cie co najmniej zabójca gonił.
- Może gonił..
- Głupoty gadasz. Szedł w twoją stronę taki przystojniak a ty zwiałaś. Co prawda jest trochę dziwny..
- Roxy, ani trochę nie wydawało ci się, że zaraz się na nią rzuci? Nawet ja to zauważyłam. Gapił się na nią przez cały czas i ta wzmianka o tatuażach.. - wtrąciła się Alex.
- Może ma dziwne parcie na dziary?
Westchnęłam i po prostu zeszłam na stołówkę, a dziewczyny ruszyły za mną.
Zajęłyśmy miejsce prawie przy końcu stołu od strony ściany, bo tylko po tej stronie były wolne krzesła. Ku mojemu utrapieniu na przeciwko mnie, dwa miejsca w lewo usiadł Simon, miał więc idealny widok na mnie i moją rękę. Sytuację komplikuje fakt, że jestem praworęczna i mój znak będzie cały czas widoczny. Jeśli tatuaże to jego chory fetysz to będzie w niebie.
Szybko zjadłam i zmyłam się do pokoju. Czułam jak Simon się gapił. O co mu chodziło.. Nie mam pojęcia. Szłam pustym korytarzem, bo każdy jest na tyle mądry żeby wykorzystać godzinę wolnego na polu. Tylko ja, mądra postanowiłam chwilę posiedzieć sama i porysować. Już prawie byłam w pokoju, gdy drugi raz tego dnia spotkałam Christiana. Wystawał oczywiście pod moimi drzwiami i pukał. Jaka była jego radość, gdy mnie zobaczył.
- Caroline! Szukałem cię!
- Dlaczego?
- Chciałem zapytać czy pograsz z nami w siatkówkę. Brakuje nam akurat zawodnika, zaproponowałem chłopakom, że weźmiemy cię do drużyny. No nie daj się prosić.
Większa część mojego rozumu chciała mu odmówić, zatrzasnąć się w pokoju i spokojnie rysować. Ta malutka cząsteczka kazała mi z nim iść.
- Przebiorę się i przyjdę.
- Super. To ja tu poczekam.
Weszłam do pokoju, zamknęłam go na klucz i szybko ubrałam niebieskie spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Związałam włosy w kucyk i wyszłam. Christian zlustrował mnie od dołu do góry i szeroko się uśmiechnął. Może źle go oceniłam i to nie jest psychopata, który chce mnie zaciukać w krzakach.. Powinnam być milsza dla ludzi.
Na boisku było mnóstwo ludzi. Jedni grali w piłkę nożną, inni w badmintona, a reszta grała w siatkówkę lub siedziała na ławkach. Christian dumnie wkroczył na boisko i objął mnie w pasie, delikatnie popychając na jedną z połówek. Znów poczułam ból w boku. Tym razem skrzywiłam się i odsunęłam. On albo próbował zignorować całą sytuację albo po prostu nic nie poczuł. Ogarnął mnie większy niepokój.
- Co to za grymas? - zapytał jakby nic się nie stało.
- Boli mnie stara rana - pokazałam mu opaskę uciskową na kolanie.
- Właśnie miałem o to pytać. To coś poważnego?
- Miałam kiedyś skręcone kolano.
- Czyli nie możesz biegać?
- Mogę.
- Och - wydawał się mocno zawiedziony.
- Halo, gołąbeczki! Gracie? - krzyknął chłopak z przeciwnej drużyny i rzucił piłką w Christiana - Serwujesz Romeo.
Gdy już miał uderzać w piłkę popatrzyłam na niego i miałam wrażenie, że zemdleje. Na jego prawej ręce znajdował się wielki i czarny jak smoła półksiężyc. Christian uderzył w piłkę a ta z niewiarygodną siłą przeleciała przez siatkę i uderzyła jakiegoś chłopaka w brzuch. Zatoczył się i upadł. Spojrzałam na rękę Christiana, ale księżyc zniknął.
Wariuję. Zdecydowanie wariuję.

sobota, 3 grudnia 2016

3. Horcus.

   Poczułam na twarzy lekki powiew wiatru. Otworzyłam oczy i dotarło do mnie, że leżę na trawię.. w środku lasu.
- No nie.. znowu? - jęknęłam.
Podniosłam się i rozglądnęłam. To nie było to samo miejsce co poprzednio. Byłam na polanie, wokół były tylko jakieś krzaki i drzewa. Ruszyłam w stronę lasu. W końcu będę musiała znaleźć wyjście. Gdy już miałam przedzierać się przez krzaki, kątem oka zobaczyłam, że pomiędzy drzewami coś świeci. Czułam niepokój, ale mimo to ruszyłam w tamtą stronę. Blask był teraz wyraźny. Na niewielkim kamieniu leżał stworek przypominający kota stworzonego ze światła. Miał długie łapy zakończone pazurami. Z pyska wystawały dwa kły. Jego ogon był puszysty, a samo stworzonko było złote. Powoli otworzył blado-niebieskie oczy i zlustrował mnie uważnie.
- Długo musiałem na ciebie czekać.
To mówiło. Przetarłam oczy ze zdumienia.
Podniósł się i zeskoczył z kamienia. Dumnym krokiem podszedł do mnie i dotarło do mnie, że ma potężne skrzydła. Sam był bardzo wysoki, bo sięgał mi aż do pasa. Okrążył mnie i uważnie mi się przyglądnął.
- Jesteś młodsza niż byśmy tego chcieli..
- Czyli kto.. I kim ty w ogóle jesteś?
- Jestem Horcus. Od dziś będę twoim towarzyszem. Nauczę cię jak korzystać ze Światła.
Stałam tak sobie i patrzyłam na niego wzrokiem, który był delikatnie mówiąc tępy.
- To najbardziej popaprany sen jaki miałam.
- To nie jest sen Caroline. To dzieje się naprawdę. Co prawda twoje ciało śpi, dzięki czemu mogłem wkraść się do twojego umysłu. Niedługo spotkamy się na żywo. Królowa Selemia wybrała ciebie na strażniczkę naszego Drzewa Życia, które zresztą miałaś okazje zobaczyć.
Zaśmiałam się histerycznie i usiadłam.
- Czyli ten tatuaż to nie halucynacje? - pokazałam mu prawą dłoń.
- Nie. Co roku królowa wybiera jedno dziecko z tego obozu jeśli dostrzeże w nim Światło. To materia, która żyje w tobie. Z czasem wykształci się w konkretną moc. Każda jest inna.
- Czyli nie wiecie co potrafię?
- Dowiem się tego. Myślę, że tyle informacji narazie ci wystarczy. Niedługo się spotkamy.
- Horcus czekaj! Co to był za kamień i dlaczego wypalił mi to na ręce?
- Wygląda na to, że wybrał cię szmaragd. Jest to o tyle dziwne, że na Drzewie Życia są może takie trzy i żaden nigdy do nikogo nie należał. Otrzymałaś znak Słońca i Księżyca. Bardzo rzadki. Otrzymają go nieliczni. Królowa pokłada w tobie wielkie nadzieje.
- To jest śmieszne. To się nawet nie dzieje. Znowu mam głupi sen. I właśnie mam zamiar się obudzić.
Horcus uśmiechnął się, odwrócił i rozłożył skrzydła.
- Do zobaczenia Caroline.
Odleciał.

- Wes! Jedzenie!
Uchyliłam jedno oko. Nie było śladu po skrzydlatym kocie. Nie było lasu ani polany. Odetchnęłam i popatrzyłam na zwisającego nade mną Gabe'a.
- Czego chcesz..
- Postój mamy. A ty wisisz mi żelki.
- Kiedyś zostanę seryjnym mordercą. Uważaj, bo jesteś pierwszy na liście.
- Powodzenia.
Kretyn.
Westchnęłam i leniwie się podniosłam. Wyszłam z autobusu, a za mną wesoło dreptał Gabriel. Czułam się jak matka z dzieckiem. Ledwo wepchałam się do środka, taki był tłok. Nie miałam zamiaru przepychać się przez to całe bydło, więc jak przystało na matkę z dzieckiem dałam Gabrielowi pieniążka i kazałam mu iść kupić sobie coś dobrego. Kiedy zadowolony poczłapał do półki z żelkami, odwróciłam się na pięcie z zamiarem natychmiastowej ewakuacji. Już byłam przy drzwiach, gdy potrącił mnie jakiś chłopak. Leżąc na ziemi podniosłam wzrok. Nade mną stał spanikowany blondyn o niebieskich oczach.
- Bardzo cię przepraszam.. Nie zauważyłem jak przechodziłaś..
- Okej nic się nie stało. Żyję - uśmiechnęłam się.
Podał mi rękę i pomógł wstać.Gdy dotknął mojego znaku na ręce poczułam ból jakbym ścisnęła rozgrzane żelazo. Skrzywiłam się, ale pozwoliłam żeby pomógł mi wstać. On nawet nie zauważył, że coś jest nie tak.
- Jestem Christian.
- Caroline.
- Też jedziesz na obóz? Chyba jestem w innym autobusie niż ty..
- Tak. Moi rodzice stwierdzili, że to idealny sposób spędzenia czasu.
- Twoi też? - zaśmiał się - Chodzi im chyba o komórki, Że niby za dużo się w nie gapimy? Pff..
- Wes nie obrazisz się, że kupiłem jeszcze ciasteczka?
Pierwszy raz w życiu dziękowałam w myślach Gabrielowi za idealne wyczucie czasu. Nie miałam ochoty rozmawiać z tym gościem.
- Nie Gabe. Dobrze, że je wziąłeś. Chodź już do autobusu to sobie je zjemy - lekko popchnęłam go do wyjścia- Pa Christian.
Uśmiechnęłam się jeszcze raz i wyszłam z Gabe'em, który gapił się na mnie jak na ufoludka.
- Caro, co to było?
- Po prostu nie miałam ochoty z nim gadać. I mam wielką ochotę na te ciastka. No właź.
Gabriel wszedł do autobusu, a ja odwróciłam się, sama nie wiem dlaczego. To co tam zobaczyłam wmurowało mnie w ziemię. Christian kłócił się z chłopakiem w czerwonych słuchawkach. Zaczęli się szarpać, ale w końcu Christian odepchnął go i  odszedł do swojego autobusu. Chłopak w słuchawkach rozglądnął się jakby czegoś szukał i jego wzrok spotkał się z moim. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Zlustrował mnie wzrokiem i wszedł do sklepu. Stałam tam jeszcze chwilę ledwo oddychając, aż w końcu zdołałam wrócić do autobusu.
- Gdzie byłaś? - zapytał Gabe z ustami pełnymi ciastek.
- Zapomniałam czegoś zabrać. Nieważne zresztą.. Zeżarłeś wszystkie ciastka?
Wzruszył ramionami.
- Mogłaś się pospieszyć.
Nie miałam siły się z nim kłócić więc usiadłam i oparłam głowę o szybę. Była tak cudownie chłodna. Tego było mi trzeba. Mój mózg dosłownie parował. Najpierw Horcus, potem Christian i ten chłopak.. O co mogło chodzić? Dlaczego mój tatuaż mnie parzył, gdy Christian mnie dotknął? Odruchowo popatrzyłam na rękę.. i zamarłam.
Rysunek na mojej dłoni świecił. Tak dokładnie świeciło tylko słońce. Księżyc był wciąż czarny. Krzyknęłam. Kilka osób z najbliższego otoczenia odwróciło się i popatrzyło jak na upośledzoną. Schowałam dłoń do kieszeni. Gabe najwyraźniej nic nie widział, bo popukał się w czoło i zajął się swoim telefonem.
Zwariuję jeśli przez całe dwa tygodnie mam mieć takie akcje. Wygląda na to, że to co mówił Horcus jest prawdą. Powoli zaczęło to do mnie docierać i nie nastrajało mnie to pozytywnie, Wręcz przeciwnie- zaczęłam panikować. Nie rozumiałam co się stało, że to coś zaczęło świecić na złoto. Horcus musiał mi to wytłumaczyć jak najszybciej.
Przez całą dalszą drogę serce waliło mi jak szalone. Wmawiałam sobie, że to przez ogromną ilość cukru, bo przez tą godzinę podróży zdążyliśmy zjeść z Gabrielem trzy wielkie paczki żelek.
Tak więc oto w stresie i stanie totalnego wykończenia psychicznego dotarłam na miejsce. Drzwi autobusu otwarły się, my zabraliśmy swoje rzeczy i wysiedliśmy.
- Witamy w ośrodku Forest Trap!!
Znalazłam się w pułapce.

sobota, 24 września 2016

2. Na parkingu.

    Leniwie otworzyłam oko. Moja głowa właśnie wesoło uderzała o szybę samochodu. Odsunęłam się od niej i tępym spojrzeniem popatrzyłam przed siebie. Jechaliśmy przez jakieś dołki.
- Gdzie jesteśmy?
- Dojeżdżamy.
Wyjechaliśmy na wybetonowaną drogę. 5 minut później wysiadłam z samochodu i zobaczyłam wielki zielony autobus i mnóstwo osób wokół. Założyłam plecak i razem z Gabrielem wtopiliśmy się w tłum. Stanęliśmy niedaleko instruktora i zebranych wokół niego kilku dziewczyn.
- Druuuuuhuuu.. Jedźmy już! - Zawodziła jedna z nich.
- Jeszcze 10 minut i sprawdzamy listę obecności.
Przestałam ich słuchać i rozejrzałam się po twarzach najbliżej zebranych ludzi. Większość stała w grupkach albo z rodzicami. Moją uwagę przyciągnął chłopak stojący obok autobusu. Miał duże, czerwone słuchawki i plecak przerzucony na jedno ramię. Miał ciemno-blond włosy i był.. no cóż. Przystojny. Ubrany był w jeansy i czarną koszulkę, a niedbale włożone ręce w kieszenie dodawały mu.. Tego czegoś. Kiedy zorientowałam się, że patrzę na niego dłuższą chwilę szybko odwróciłąm wzrok, modląc się w duchu, że tego nie widział.
- Podejdźcie tu wszyscy! Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, ta osoba wchodzi do autobusu.
Mój wzrok znowu powędrował w stronę chłopaka w słuchawkach.. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się usłyszeć jego imię..
- Caro.. Wyczytali cię - Gabe wbił mi łokieć w żebra.
- Pojednało cię? Co ty robisz?
- Caroline Wesley! Jest?
- Jestem! Chwilka!
Czułam na sobie wzrok tych wszystkich ludzi. Mama przytuliła mnie szybko, tata potargał mi włosy i ruszyłam do autobusu. Kątem oka widziałam wzrok chłopaka na sobie i momentalnie zrobiło mi się gorąco. Weszłam do autobusu. Za sobą usłyszałam, że wyczytali Gabriela, więc poczekałam na niego.
- Idź pierwszy.
- Czemu ja?
- Bo jesteś facetem. No idź.
Popchnęłam go przed siebie. Gabriel szybko podreptał przed siebie. Ja natomiast rozglądnęłam się po autokarze. Dzieciaki, tak na oko 12 lat usadowiły się na przodzie, a kilka starszaków na tylnych siedzeniach.
W tym także Gabe. Usiadł na samiutkim tyle, ale nie przewidział faktu, iż obok nas usiądą inne osoby, co mu delikatnie uświadomiłam.
- Nie miałeś gdzie zaplecza posadzić?
- Było wolne to usiadłem - wzruszył ramionami.
Wyobraźcie sobie dźwięk, który towarzyszy otwartej dłoni, która wesoło ląduje na moim czole.
- Dobra, ale ja siadam od okna.
- Wal się. Pierwszy tu usiadłem.
- Starszym się ustępuje.
- Jesteś starsza tylko o pół roku.
- Ale jednak. No proszę.. Kupię ci żelki.
Gabe westchnął i przewrócił oczami, ale w końcu się posunął. Usadowiłam się wygodnie.
Do autobusu po kolei weszło trzech chłopaków. Jeden z nich był.. no cóż. Sporych rozmiarów. Usiadł obok Gabriela, a pozostała dwójka obok Dużego.
I tak powoli miejsca w autobusie zostały zapełnione. Popatrzyłam przez szybę na parking, gdzie stali moi rodzice i machali nam. Odmachałam i westchnęłam. Ciężko mi będzie rozstać się na dłużej, Przynajmniej sobie ode mnie odpoczną. Sama ze sobą ledwie wytrzymuję. Zwłaszcza po takich porankach jak dziś. Popatrzyłam na rękę i przeszedł mnie dreszcz. Albo zwariowałam albo ten... "tatuaż" miał więcej detali niż wcześniej. Rano był to prowizoryczny rysunek słońca otoczonego księżycem. Teraz w środku nich były jakieś kreski, kropki i fale.. Zresztą wokół nich również.
Zwariowałam. Jestem pewna, że mam halucynacje.. Wiedziałam, żeby nie jeść tego kebaba od jakiegoś dziwnego faceta. Chciałam, to mam.
Kierowca odpalił silnik, opiekunowie wsiedli, podliczyli nas i powoli odjechaliśmy z parkingu. Włożyłam ręce w kieszeń, żeby nie patrzeć na dziwny znaczek i tak siedziałam rozmyślając nad sensem tego co się stało.
I to nie ma najmniejszego sensu.

poniedziałek, 30 maja 2016

#1 Znak.

- Po przyjeździe masz do mnie zadzwonić!
- Zabierają nam telefony.. Jak jakiś dorwę to na pewno zadzwonię!
Dominica założyła buta, przytuliła mnie, uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Widzimy się za dwa tygodnie...-westchnęła- Jak wrócisz robimy imprezę! Szczęśliwej podróży Wes.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się do niej ostatni raz i zamknęłam drzwi. Weszłam powoli po schodach do swojego pokoju. Omiotłam spojrzeniem dziwnie czysty pokój. Łóżko nienagannie zaścielone, kurze starte, dywan poodkurzany, a na biurku nie było śladu po stercie papierów, kredek, starych pędzli i farb. Na środku dywanu leżała wielka walizka. Szturchnęłam ją bez przekonania czubkiem stopy.
Jutro wyjeżdżam do New Alley na kolonie. Konkretniej to obóz wojskowy. Nie żebym była szczególnie trudnym dzieckiem. Po prostu mój wujek znalazł ogłoszenie, na którym napisano wściekle zielonym kolorem: " 2-tygodniowy obóz szkoleniowo-wypoczynkowy w sercu pięknego lasu. Bez sprzętu elektronicznego, bez zasięgu."
Rodzice lubią takie rzeczy, więc zapisali mnie i mojego kuzyna. Biedny Gabriel. Jedzie tam tylko dlatego, że nie chciałam robić tego sama. Niestety mam na tego cwaniaka kilka haków, więc chcąc, nie chcąc w końcu się zgodził.
    Włączyłam komputer po raz ostatni przed dwutygodniową abstynencją i wpisałam w wyszukiwarce nazwę ośrodka "Forest Trap"*. Nazwa nie zachęca, ale widoki owszem. Schronisko dla młodzieży znajduje się w środku lasu. To jednopiętrowy budynek z pokojami i kilka domków trzyosobowych obok. Wszystko jest drewniane. Pośrodku jest betonowe boisko, plac zabaw i altanka. Po przewertowaniu jeszcze kilku stron znalazłam artykuł o jeziorze oddalonym o jakieś dwa kilometry od obozowiska. Jest zaznaczone na mapie, ale nikt nie zna do niego drogi. Przecież to bez sensu.. Wystarczy kierować się w kierunku wyznaczonym na mapie. W końcu to tylko dwa kilometry.. Kilkoro nastolatków mniej więcej w moim wieku co roku znajdowało ścieżkę prowadzącą do jeziora. Każde z nich twierdziło, że droga jest prosta i na podstawie ich zeznań próbowano ją odnaleźć. Jednak kiedy poszli wyznaczoną trasą znajdowali krzaki, przepaść, rzekę albo gęste zarośla. Jeden wielki stek bzdur. Przecież to niemożliwe. Kolejna bajeczka o magicznym jeziorku w środku lasu. Prychnęłam i wyłączyłam komputer. Wzięłam szybki prysznic i położyłam spać.
Tej nocy nie dane było mi spać spokojnie.
    Miałam kolejny chory sen z serii "tak zjadłam ciastko zanim się położyłam i teraz mam schizy". Był wieczór, a ja byłam w lesie. Nie było ciemno. Ponad drzewami unosiło się światło. Ruszyłam w jego stronę. Przeszłam obok ogromnego drzewa, tak grubego, że nie objęłoby go pięć osób. Spod niego wyrastał gruby korzeń prowadzący na drugą stronę przepaści. Nie widziałam co było na końcu, bo gęsta mgła otulała cały brzeg. Szłam po korzeniu i weszłam w nicość. Nagle pojawiło się jezioro, na którym znajdowała się mała wysepka z drzewem. W jego konar wczepione było milion małych światełe. Korzeń prowadził prosto na tą wysepkę więc przeszłam tam. Okazało się, że na drzewie to nie światełka, a kamienie. Miały różne kolory. Moją uwagę przykuł jasno zielony kamień, największy z nich wszystkich. Wyciągnęłam po niego rękę. Nim zdążyłam po niego sięgnąć obok mnie pojawił się cień, a kamienie przygasły. Popatrzyłam na dwumetrową czarną postać. Migotały na niej blade kropki, a cała była jakby stworzona z dymu. Nagle kamień znalazł się w mojej jeszcze wyciągniętej ręce i poparzył mnie. Odrzuciłam go szybko, ale ten zamiast upaść na ziemię poleciał w stronę postaci. Przeleciał przez jej głowę i cień zniknął, a kamień wrócił do drzewa, które znów świeciło swoim blaskiem. Popatrzyłam na swoją rękę, która wciąż niemiłosiernie mnie paliła. Zamiast bąbli ujrzałam symbol słońca i księżyca wyryte na czarno. Przestraszona zanurzyłam rękę w jeziorze. Kiedy ją wyciągnęłam ból ustąpił, ale rysunek na wnętrzu mojej dłoni pozostał. Nagle z pomiędzy drzew wyszła postać stworzona z czystego światła. Musiałam zmrużyć oczy, ale niewiele mi to dało.
- Czekamy na ciebie..
Głos był kobiecy i spokojny. Wyciągnęła do mnie rękę i zobaczyłam, że na jej dłoni był symbol słońca wyryty na czarno. Zdezorientowana popatrzyłam w twarz kobiety.

    Gwałtownie usiadłam na łóżku i ciężko oddychałam. To był najbardziej realistyczny sen w całym moim życiu. Popatrzyłam na zegarek. 5:40. Za godzinę będę musiała zbierać się do Spring Field, a stamtąd do New Alley.. Przejechałam dłonią po twarzy. Coś mi ewidentnie nie grało. Ręka zaczęła mnie palić. Drżąc na całym ciele odwróciłam ją i zamarłam. Na wnętrzu mojej prawej dłoni znajdował się czarny symbol słońca i księżyca. Spanikowana wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Odkręciłam kran i zimną wodą próbowałam zmyć to coś z mojej ręki. Kiedy sama woda nie poskutkowała zaczęłam szorować to mydłem. Tu również bez skutku.
- Caroline, wstałaś już?
Głos mojej mamy dobiegał z kuchni. Nagle usłyszałam kroki na schodach. Zakręciłam kran i jak gdyby nigdy nic wyszłam z łazienki.
- Tak, ale jeszcze się położę. Wstałam tylko do toalety.
- No dobrze, ale nie wiem czy w godzinę się wyśpisz..
- Dam radę.
Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
"No dobrze"- myslałam -"To pewnie Dominica robi sobie ze mnie jaja i namalowała mi to henną. Albo zwariowałam i mam halucynacje. Jak, do cholery, to coś znalazło się na mojej ręce!?"
Nie mogłam powiedzieć o niczym rodzicom, bo odesłaliby mnie do wariatkowa. Zresztą.. co miałabym powiedzieć? "Mam na ręce tatuaż, bo we śnie dotknęłam świecącego kamyczka z magicznego drzewa"? To nie wchodziło w grę.
    Położyłam się na łóżku i patrzyłam na rękę. Przypomniała mi się ta dziwna postać.. Miała na ręce słońce takie jak ja.. Z tym wyjątkiem, że ja mam dodatkowo księżyc. Co to wszystko znaczy? Czy to wszystko było prawdziwe?
Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu zadzwonił budzik brutalnie oznajmiając mi, że czas wstawać. Postanowiłam powiedzieć rodzicom, że tatuaż zrobiłam henną.
Ubrałam się i zeszłam na śniadanie, taszcząc za sobą walizkę i mały plecak. Rzuciłam to obok stołu i ciężko usiadłam na krześle. Oparłam głowę na stole i westchnęłam.
- Coś się stało? - powiedziała mama robiąc jajecznicę.
- Nie wyspałam się - mruknęłam niewyraźnie.
- Pośpisz w samochodzie. Na razie jedz i będziemy się powoli zbierać.
Położyła przede mną jajecznicę. Zwykle rzuciłabym się na nią, ale tym razem dłubałam tylko widelcem. Zjadłam co nieco żeby mama nie była zła i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Moje kasztanowe, długie do połowy pleców włosy przypominały ptasie gniazdo. Zielone oczy były podkrążone bardziej niż zwykle, a moja mina nie wróżyła nic dobrego. Pomalowałam się lekko, ale na tyle żeby zakryć wory pod oczami i rozczesałam włosy. Kiedy doprowadziłam się do stanu względnej używalności było już grubo po siódmej.
- Caroline! Zbieramy się!
Założyłam moje ukochane czarnę trampki, chwyciłam plecak i wyszłam na zewnątrz. Poranki, a zwłaszcza letnie, mają to do siebie, że cudownie pachną. Słońcem, trawą i kwiatami. Rzuciłam plecak na tylne siedzenie auta i już się do niego gramoliłam, ale tata pokrzyżował mi plany.
- Caroline, idź po Gabriela. Musimy już jechać.
W myślach wymyślając kuzynowi najróżniejsze tortury przelazłam przez płot na jego podwórko. Gdy znalazłam się pod drzwiami te nagle się otworzyły i stanął w nich Gabe. A myślałam, że to ja źle wyglądam.
    Oczy miał podbite, koszulke wymiętą, a na to niedbale zarzuconą czarną bluzę. Założył czapkę na głowę i nasunął daszek na twarz.
- Wyglądasz jak nieszczęście - podsumowałam jego ubiór.
- Do trzeciej nad ranem nadrabiałem zaległości w grach. Nie będzie mnie dwa tygodnie - Pacnęłam się w czoło - Dobra nie oceniaj. Idziemy?
Chwycił walizkę i mnie wyminął. Parsknęłam cicho śmiechem i ruszyłam za nim.
Usiedliśmy w samochodzie, tata zatrzasnął bagażnik i powoli wyjechaliśmy. Mam 16 lat, ale rzucając ostatni raz okiem na dom zrobiło mi się smutno.
- Caro, nie płacz, wrócimy tu - Gabriel udał smutek w głosie i poklepał mnie po ramieniu, a potem się zaśmiał. Pacnęłam go w głowę. - Co to jest?
Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił środek dłoni w swoją stronę. Znak wydał mi się większy i czarniejszy niż wcześniej.
- Zrobiłam sobie dziarę - odparłam jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Co zrobiłaś? - Mama odwróciła się gwałtownie na siedzeniu.
- Nie no mamo, co ty. Nie pozwoliliby mi zrobić sobie tatuażu bez twojej zgody. To.. To henna jest.
- Mam nadzieję, że ci to zejdzie.
- Oczywiście.
Dalej nie drążyła tematu. Gabriel odwrócił się i patrzył przez okno, a ja postanowiłam pójść w jego ślady. W pewnym momencie usnęłam.