piątek, 23 grudnia 2016

4. Czarny księżyc.

   Otworzono bagażnik autobusu i wyjęłam swoją walizkę. Chwała mojemu tacie, że upchnął ją na wierzchu. Wtargałam ją na niewielką górkę, gdzie opiekunowie rozdzielali pokoje i dotarła do mnie brutalna prawda - nie mam współlokatorek. Co prawda mogłam przebrać Gabriela za dziewczynę, ale wątpię żeby druhowie byli tacy tępi. Chyba nikt nie nabierze się na dziewczynę z wąsami (a raczej ich zalążkami) i chodzącą jak kaczka. Ten plan zdecydowanie odpada.
Gdy już miałam zamiar zapytać o osobny pokój, podeszły do mnie dwie dziewczyny.
- Hej, masz może już z kimś pokój? Szukamy trzeciej osoby.
Z nieba mi spadły.
- Nie. Tak się składa, że ja też szukam współlokatorek.
- Świetnie! Jestem Alexandra, ale mów mi Alex.
Była to niska ciemna blondynka z włosami za pas. Miała brązowe oczy i naprawdę miły uśmiech. Od razu ją polubiłam. Popatrzyłam na dziewczynę obok. Miała czarne włosy do połowy pleców, niebieskie oczy i była przeraźliwie chuda. Trzeba jednak przyznać, że była piękna,
- Jestem Roxanne. Roxy.
Podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.
- Jestem Caroline, ale wolę jak mówią na mnie Wes. Jest szybciej.
Nie stałam już jak sierota. Podeszłyśmy do druha i przydzielił nam pokój - o zgrozo - na drugim piętrze. Zbierało mi się na płacz, gdy patrzyłam na te schody.
- Może panience pomóc? - podskoczyłam ze strachu.
- Ooo.. Christian! Jasne - podałam mu walizkę. Przynajmniej nie będę musiała tego targać.
Chwycił ją jakby nic nie ważyła i najzwyczajniej w świecie zaczął wchodzić po schodach. W totalnym osłupieniu stałam jak ciele.
- Wes.. Nie jesteśmy tu nawet godzinę, a ty już wyrwałaś! Niezły jest - Roxy z uznaniem pokiwała głową.
- Naprawdę nie wiem jakim cudem. Idę, bo chłopak nie trafi.
Przeskakując po dwa schodki dogoniłam go.
- Który masz numer pokoju?
- 37.
- Masz kluczyk?
No właśnie nie miałam.
- Dziewczyny tu zaraz przyjdą. Ty nie masz walizki?
- Już ją zaniosłem. Mieszkam piętro wyżej. Będę mógł cię odwiedzać.
Nie. Błagam.
- Świetnie - uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam. W duchu modliłam się żeby dziewczyny już przyszły. Bałam się tego chłopaka.
- Masz fajny tatuaż.
Zauważył.
- To henna. Zejdzie niedługo - miałam nadzieję, że nie wyczuł mojego kłamstwa. Jestem w tym fatalna. Wsadziłam ręce do kieszeni, niby od niechcenia - Wiesz nie znam jeszcze twojego nazwiska.
- Bane. A ty?
- Wesley.
- Skąd przyjechałaś?
Już myślałam jak się wykręcić od odpowiedzi, bo wyobrażałam sobie co on mógłby zrobić z moim adresem, gdy zobaczyłam Alex na schodach.
- Przepraszam cię, moja koleżanka idzie, powinnam jej pomóc.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i wręcz rzuciłam się w jej stronę. Ona popatrzyła jak na psychiczną i już miała pytać o co chodzi, ale wzrokiem dałam jej do zrozumienia, że chce się pozbyć Christiana. Zrozumiała.
- Hej Wes. Masz kluczyk. Otwórz drzwi, bo ja muszę to wtaszczyć. Po co ja pakowałam te dodatkowe buty?
Christian poszedł na górę, a ja pomogłam Alex z walizką. Nasz pokój nie był jakoś nieziemsko urządzony. Było to podłużne pomieszczenie. Wzdłuż obu ścian stały łóżka. Alex zaklepała to obok balkonu, podobnie jak Roxy, która właśnie weszła. Rzuciła się na nie i wyjęła pilniczek do paznokci. Mi więc pozostało to w kącie. Było najbliżej łazienki, więc nie narzekałam. Wypakowałam ciuchy i ułożyłam je na dwóch malutkich półeczkach. Kosmetyki zostawiłam w walizce i położyłam się na łóżku. Nie dane mi było odpocząć.
- Zbiórka na placu przed budynkiem. Teraz.
Druhna wyszła z pokoju, a my leniwie podniosłyśmy się i poczłapałyśmy za nią. Na placu był jeden wielki chaos. Nikt nie wiedział gdzie iść i co robić. Komendant podpiął mikrofon do niewielkiego głośniczka i odchrząknął.
- Proszę o ciszę! Zostaniecie teraz podzieleni na plutony. Wasi oboźni was pokierują.
Po kolei druhowie mówili od którego do którego pokoju jest kolejny pluton. Ja i dziewczyny trafiłyśmy do czwartego.
Wtedy go zobaczyłam. Stał przy po moim plutonie. Chłopak w czerwonych słuchawkach. Serce zabiło mi mocniej niż powinno. Podeszłam na miękkich nogach, a on popatrzył na mnie. Dość długo. Za długo. Spaliłam buraka i odwróciłam się do Alex i Roxy. One tylko się uśmiechnęły do siebie, ale nic nie powiedziały.
- Myślę, że jesteśmy już wszyscy. Przejdziemy teraz do jakiegoś spokojniejszego miejsca i opowiecie mi coś o sobie - druhna poprowadziła nas na nasze piętro do pokoju obok.
Należał do siedmiu chłopaków i miał tylko jedną łazienkę. Już sobie wyobrażam co się tam będzie działo. Zajęłam pierwsze lepsze łóżko, a dziewczyny usiadły obok. Wszyscy utworzyliśmy kółko, a nasza druhna przysunęła sobie krzesło tak by wszystkich widzieć.
- Witam wszystkim serdecznie. Spędzimy ze sobą dwa tygodnie, więc chciałabym żeby każdy się przedstawił. Ja nazywam się Jane Bittern. Lecimy od prawej, zacznij - szturchnęła chłopaka obok.
- Jestem Michael Shoved. Mam 14 lat. Interesuję się wojskiem. Przyjechałem tu z moim tatą, komendantem - napuszył się i uśmiechnął. Każdy wydawał się pod wrażeniem tylko ja przewróciłam oczami. Nadęty bachor.
- Kolejna osoba.
Nawet nie starałam się spamiętać ich wszystkich. Wyłapywałam pojedyncze imiona. Ally, Jake.. Później były Alex i Roxy. Miały po 17 lat. I wreszcie nadeszła moja kolej.
- Jestem Caroline Wesley, wolę kiedy zwraca się do mnie "Wes". Mam 16 lat. Moje zainteresowanie ogranicza się do rysowania - wzruszyłam ramiona, przypadkowo unosząc prawą dłoń.
- O jaki ciekawy tatuaż - powiedziała druhna. Spuściłam wzrok chowając rękę.
- To tylko henna.. Niedługo zejdzie.
Próbowałam uciec wzrokiem, ale przypadkiem przeniosłam go na chłopaka naprzeciwko. Najgorsza decyzja w moim życiu. Jego oczy wręcz błyszczały. Stał przy wyjściu na balkon ze skrzyżowanymi rękami. Przyświeciło słońce i wyglądał nieziemsko. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Przeniósł wzrok na moją dłoń i robiło mi się niesamowicie głupio.
Nagle zobaczyłam, że chce coś powiedzieć i spanikowałam. Jednak w tym samym momencie zrozumiałam, że nadeszła jego kolej, by się przedstawić. Miałam ochotę pacnąć się dłonią w głowę.
- Jestem Simon Silvershoot. Mam 17 lat.
- Czym się interesujesz?
- Tatuażami - spojrzał w moją stronę.
Po karku przebiegł mi zimny dreszcz. On coś wie. On wie, że mój znak to nie henna. Panika ogarniała mnie tak szybko, że nie panowałam nad sobą. Czułam jak blednę.
- Wes, wszystko okej?
- Tak Alex, jest dobrze. Troche tu duszno i tyle.
- Masz rację, zaraz się tu ugotujemy.
- Dobrze, skoro już każdy się przedstawił i mniej więcej się znamy omówimy sobie parę spraw. Plan dnia macie wywieszony na dole przy dyżurce. Każdy z was w trzy lub czteroosobowych grupach będzie musiał w nocy odbyć wartę. Kolejka idzie plutonami więc na razie nie macie się co martwić. Pod żadnym pozorem nie opuszczacie terenu ośrodka. Jeśli kogoś na tym przyłapiemy od razu odsyłamy go do domu. Teraz zejdziemy na obiad. Siadacie przy czwartym stoliku. Po posiłku odnosicie talerze. Godzinę po obiedzie spotykamy się na placu, będziemy losować czapki. Wasz plutonowy Adrien wylosuje dla was ich kolor. Myślę, że na razie to wszystko. Jeśli będą jakieś pytania, mieszkam w pokoju 2 na parterze.
Wszyscy wstali i zaczęli się przepychać w stronę wyjścia. My zostałyśmy chwilę i czekałyśmy aż każdy wyjdzie, chociaż w mojej głowie taki mały alarm krzyczał : "wiej!!". Wierciłam się i kręciłam, bo widziałam, że Simon chce się do mnie dostać. Rzuciłam się do wyjścia i wmieszałam w wychodzący tłumek.
- Caroline, zwariowałaś? - Roxy wybiegła za mną - Wybiegłaś jakby cie co najmniej zabójca gonił.
- Może gonił..
- Głupoty gadasz. Szedł w twoją stronę taki przystojniak a ty zwiałaś. Co prawda jest trochę dziwny..
- Roxy, ani trochę nie wydawało ci się, że zaraz się na nią rzuci? Nawet ja to zauważyłam. Gapił się na nią przez cały czas i ta wzmianka o tatuażach.. - wtrąciła się Alex.
- Może ma dziwne parcie na dziary?
Westchnęłam i po prostu zeszłam na stołówkę, a dziewczyny ruszyły za mną.
Zajęłyśmy miejsce prawie przy końcu stołu od strony ściany, bo tylko po tej stronie były wolne krzesła. Ku mojemu utrapieniu na przeciwko mnie, dwa miejsca w lewo usiadł Simon, miał więc idealny widok na mnie i moją rękę. Sytuację komplikuje fakt, że jestem praworęczna i mój znak będzie cały czas widoczny. Jeśli tatuaże to jego chory fetysz to będzie w niebie.
Szybko zjadłam i zmyłam się do pokoju. Czułam jak Simon się gapił. O co mu chodziło.. Nie mam pojęcia. Szłam pustym korytarzem, bo każdy jest na tyle mądry żeby wykorzystać godzinę wolnego na polu. Tylko ja, mądra postanowiłam chwilę posiedzieć sama i porysować. Już prawie byłam w pokoju, gdy drugi raz tego dnia spotkałam Christiana. Wystawał oczywiście pod moimi drzwiami i pukał. Jaka była jego radość, gdy mnie zobaczył.
- Caroline! Szukałem cię!
- Dlaczego?
- Chciałem zapytać czy pograsz z nami w siatkówkę. Brakuje nam akurat zawodnika, zaproponowałem chłopakom, że weźmiemy cię do drużyny. No nie daj się prosić.
Większa część mojego rozumu chciała mu odmówić, zatrzasnąć się w pokoju i spokojnie rysować. Ta malutka cząsteczka kazała mi z nim iść.
- Przebiorę się i przyjdę.
- Super. To ja tu poczekam.
Weszłam do pokoju, zamknęłam go na klucz i szybko ubrałam niebieskie spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Związałam włosy w kucyk i wyszłam. Christian zlustrował mnie od dołu do góry i szeroko się uśmiechnął. Może źle go oceniłam i to nie jest psychopata, który chce mnie zaciukać w krzakach.. Powinnam być milsza dla ludzi.
Na boisku było mnóstwo ludzi. Jedni grali w piłkę nożną, inni w badmintona, a reszta grała w siatkówkę lub siedziała na ławkach. Christian dumnie wkroczył na boisko i objął mnie w pasie, delikatnie popychając na jedną z połówek. Znów poczułam ból w boku. Tym razem skrzywiłam się i odsunęłam. On albo próbował zignorować całą sytuację albo po prostu nic nie poczuł. Ogarnął mnie większy niepokój.
- Co to za grymas? - zapytał jakby nic się nie stało.
- Boli mnie stara rana - pokazałam mu opaskę uciskową na kolanie.
- Właśnie miałem o to pytać. To coś poważnego?
- Miałam kiedyś skręcone kolano.
- Czyli nie możesz biegać?
- Mogę.
- Och - wydawał się mocno zawiedziony.
- Halo, gołąbeczki! Gracie? - krzyknął chłopak z przeciwnej drużyny i rzucił piłką w Christiana - Serwujesz Romeo.
Gdy już miał uderzać w piłkę popatrzyłam na niego i miałam wrażenie, że zemdleje. Na jego prawej ręce znajdował się wielki i czarny jak smoła półksiężyc. Christian uderzył w piłkę a ta z niewiarygodną siłą przeleciała przez siatkę i uderzyła jakiegoś chłopaka w brzuch. Zatoczył się i upadł. Spojrzałam na rękę Christiana, ale księżyc zniknął.
Wariuję. Zdecydowanie wariuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz